środa, 25 czerwca 2014

To, co uszczęśliwia dziewiarkę, to...

     ...dostawa nowych, pięknych, kolorowych i mięciutkich moteczków. Dziś miałam chwilę takiego szczęścia podczas tych zabieganych dni, gdy już ostatkiem sił  usiłuję dotrwać do wakacji. Jeszcze tydzień! I od przyszłego czwartku WAKACJE! Najpierw się porządnie wyśpię, a później zacznę dziergać jak szalona. 
     Nie byłabym sobą, gdybym chociaż kilku motków nie przewinęła. Na szczęście dzisiaj pogoda dopisała na tyle, że mogłam rozłożyć się z moim sprzętem na tarasie.
    A oto moje skarby z Yarn And Art. Po raz kolejny zamówiłam tam wełenkę i na pewno nie ostatni. No, chyba że w końcu sama wezmę się za farbowanie, co coraz częściej chodzi mi po głowie.







Po prawo to mieszanka jedwabiu i wełny na zwiewny szal lub chustę.




Poniżej to wełna w niebieskościach, z której zrobię męski sweter.                  















A w ogrodzie kwitną kolejne rośliny - juka i rudbekie.



piątek, 20 czerwca 2014

"Upadłe damy II Rzeczpospolitej" i zajawka...

   Sporo ostatnio czytam o dwudziestoleciu międzywojennym. Jakoś tak się układa, że właśnie taki książki "wpadają" mi w ręce. 
   Tym razem to pozycja autorstwa Kamila Janickiego. Poznajemy historie kobiet, które dokonały przerażających zbrodni. Ich czynami żyła cała Polska oraz prasa. Szczegółowo opisywano prawdziwe i rzekome czyny. Często dziennikarze snuli różne domysły, podawali je jako fakty, chociaż wcale tak nie było. 
   Oczywiście znalazł się tu opis najgłośniejszej sprawy, która stała się także tematem filmu - sprawy Gorgonowej. Czytamy nie tylko o kobietach prostych, które niedostatek i trudna sytuacja życiowa pchnęły  ku zbrodni. Poznajemy kobiety z wyższych sfer, arystokratki, kobiety zasobne finansowo, które bez skrupułów zajmowały się szantażem i wymuszaniem. 
   Ostatnio cała Polska żyje aferą podsłuchową oraz tym, jak zakulisowa polityka bywa brudna, często nieetyczna. To nie jest przypadłość współczesnych czasów. Potwierdza to historia Wandy Parylewiczowej, żony szefa krakowskiego Sądu Apelacyjnego, która za interwencje u wpływowych przyjaciół w różnych sprawach (od odpowiednich wyroków sądowych po otrzymanie awansu) pobierała stosowne opłaty. Proceder ten objął szerokie kręgi, po te najwyższe w państwie. Oczywiście sprawa tak była prowadzona, aby jej "ukręcić łeb". I tu występuje motyw dziewiarski. Szkoda, że w takim kontekście. Nawet jest rozdział zatytułowany  "Gang zrobiony na drutach". Dzięki zamiłowaniu do robótek Parylewiczowa zawitała do składu galanteryjnego prowadzonego przez Helenę Fleischerową, która później została jej prawą ręką, a która była również zapaloną dziewiarką. 
   Najbardziej poruszyła mnie sprawa Małgorzata Genzlerowej, młodej kobiety, która aktywnie brała udział w obrzydliwym procederze sutenerstwa. Jej zadaniem było wyszukiwanie dziewczynek (im młodsze ofiary, tym wyższe wynagrodzenie otrzymywała) w wiadomym celu. Największym szokiem było to, że z jej "usług" korzystali szacowni obywatele z wysoką pozycją, bohaterowie walk o niepodległość. 
   Każde czasy mają swoje afery. Jednak motywy, jakie kierują ludźmi są zawsze te same. Zmieniają się techniki, technologie, ale mechanizmy działania są podobne. 
   A granatowy z mozołem się "dzieje" Jest już kawałek jednego rękawa. Trochę już mnie męczy, bo w głowie kolejne pomysły, stosy włóczek do przerobienia i (o zgrozo!) zamówione kolejne. A czasu ostatnio tak mało... Aby nie być gołosłowną, pokazuję kawałek granatowego.



niedziela, 15 czerwca 2014

Prac w ogrodzie ciąg dalszy

   Dzisiaj kolejne zdjęcia z przeróbek mojego ogrodu. Zostało trochę piaskowca, w związku z tym powstało obrzeże do mojego ogródeczka przy wejściu do domu. I róża tak cudnie rozkwitła...








sobota, 14 czerwca 2014

Przeczytane, obejrzane ostatnio

"Dziewczęta z pokoju 28"    Hannelore Brenner

   Hannelore Brenner w swojej książce. na podstawie rozmów, dokumentów i zdjęć, przedstawia życie żydowskich dwunasto-czternastoletnich dziewczynek z Protektoratu Czech i Moraw, które w latach 1941-1944 zostały deportowane do getta w Theresienstadt. 
   Mieszkały tam w wielkim ścisku, co jakiś czas niektóre z nich przechodziły "selekcję" do transportów na Wschód, do Auschwitz. Często miały nadzieję, że tam spotkają swoich, wcześniej wywiezionych bliskich. Nie wiedziały jaki los tam czekał więźniów obozu.
   Pomimo życia w trudnych warunkach, widać było troskę dorosłych o godne wychowanie dzieci, które uczyły się, grały i śpiewały w dziecięcej operze. 
   To niezwykła opowieść. Część dziewczynek przeżyła, spotkała się po latach i postanowiła zachować pamięć o tych, którzy nie mieli szczęścia dożyć końca wojny. Dla nich i o nich powstała ta książka.

                                        
"Jedwabna pajęczyna . Dziennik współuzależnionej'.  Marta Bocian

    Marta Bocian dzień po dniu zapisała swoje emocje , uczucia dobre i złe, które targały nią przez siedem lat picia jej partnera. Pisze o swojej niemocy, bierności, aby coś z tym zrobić. Czuję się bardzo mocno związana z człowiekiem, który poprzez swój alkoholizm niszczy siebie i swoją rodzinę.  Siedem lat wzlotów, nadziei na zmianę i bolesnych rozczarowań. Ta historia nie ma końca, gdzieś się toczy dalej. Rozstajemy się z autorką w dniu, gdy jej wyniszczony piciem mąż trafia  na odwyk. 
   Ile takich historii dzieje się wokół nas? Ile rodzin rozpadło się przez alkohol? Ile kobiet boryka się z tym na co dzień?


 "Wszystkie życia Heleny P."    Danuta Noszczyńska

   Była sobie bardzo znana aktorka, która w bardzo wcześnie zdobyła olbrzymią popularność. Wyszła za mąż za znanego aktora i  reżysera, który tłumił jej osobowość. Mówiono o niej, że przerosła ją kariera, nie poradziła sobie z popularnością. Zaczęła uciekać w alkohol. Słuch o niej ginie. Po latach życia wśród kloszardów wraca na scenę, jednak przegrała walkę z rakiem. 

   W książce jest podobnie, historia Heleny przeplata się z fikcją literacką, znajdziemy też wątek kryminalny. Książka jednak nie jest smutna, ponura, można znaleźć przesłanie o wartości przyjaźni i więzi rodzinnych.
   A czyimi losami inspirowała się autorka Danuta Noszczyńska?


"Z jednej gliny"      Liliana Fabisińska

  Co łączy cztery bardzo różne od siebie kobiety? Norę - matkę pięciu rudowłosych synów, w tym pary bliźniaków, Martę rzutką i zadbaną bizneswoman, Gośkę - MacGuwera w spódnicy i Lenę.
   Panie spotykają się na warsztatach lepienia z gliny u Nory, która niezbyt dobrze się na tym zna, ale ma w pełni wyposażoną pracownię po mężu. Pierwsze spotkanie nie należy do najmilszych. Z czasem bohaterki zaprzyjaźniają się, wspierają i pomagają sobie w trudnych sytuacjach życiowych.  Przeczytamy tu o nieszczęśliwych związkach, niewiernych mężczyznach, wielkim pragnieniu zostania matką i złej teściowej. Polecam.


Ostatnio "wpadłam"  w książki. Życie realne zaczęło mnie przerastać, dlatego uciekłam w świat iluzji. Stąd tyle. Od wtorku kończę już piątą książkę. Zawsze tak miałam na początku wakacji. Wprost zapadałam się w książkowy świat, to moja recepta na odreagowanie. Robię niezbędne rzeczy i do książki. Widocznie w tym roku wcześniej już potrzebowałam odreagowania. A granatowy  leży i czeka, aż go skończę.  Nie, najpierw tę zaczętą książkę...
                                                                          
A pamiętacie film "Dziewczyny do wzięcia" Janusza Kondratiuka? 
Ukazuje on jeden dzień z życia dziewcząt, które w celu odnalezienia odskoczni od wiejskiej monotonii jadą do Warszawy. W metropolii pragną się nie tylko zabawić, lecz przede wszystkim poddać się namiętnej miłości, która odmieni ich życie. Jednakże w stolicy wiele osób używa wymyślnych forteli, by zwabić płeć przeciwną. Ucieczka choć na jeden dzień do krainy swych marzeń stanowi nadzieję głównych bohaterek dzieła Kondratiuka, który bardzo sugestywnie ukazał smutną rzeczywistość PRL, ludzkie bolączki i pragnienie odmiany swego losu.

   A teraz możemy to oglądać w nowej odsłonie w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Wszystko dzieje się w stolicy, dziewczyny przyjeżdżają z zza Tłuszcza i Małkini, aby spotkać się z chłopakami, z którymi umówiły się przez Internet. 
   Zastanawiałam się, jak ten temat sprawdzi się teraz, jednak okazuje się, że jest ponadczasowy. Zawsze są dziewczyny szukające lepszego życia, mężczyźni, którzy do końca nie wiedzą czego chcą od życia.
   To bardzo współczesna wersja z językiem, stylem bycia, modą, nawet medialnymi skandalikami (można dopatrzeć się podobieństw do zachowania Kamila Durczoka oburzonego zakurzonym stołem w studiu). Tylko muzyka trochę starsza, bo z lat 80-tych. Mnie to się akurat podobało, bo to lata mojej młodości. 
   
Znajdziemy też odwołania do oryginalnej wersji, a konkretnie do postaci żigolaka granego przez Zbigniewa Buczkowskiego i jego srebrnej marynarki oraz śpiewanej przez niego piosenki o małych pieskach. W wersji teatralnej w tę postać wciela się Piotr Ligęza - pogodynek Zibi - w srebrnej, modnej kurteczce uwodzi jedną z dziewczyn. Świetna inscenizacja i gra aktorów, Piotr Ligęza niesamowity. Kto ma okazję, niech obejrzy, sztuka grana jest na małej scenie. Polecam gorąco.


zdjęcie ze strony Teatru Powszechnego

niedziela, 8 czerwca 2014

Dlaczego ostatnio mało dziergam i takie tam różne żale...

   Czerwiec, to poza wrześniem i styczniem, najbardziej pracowity miesiąc w szkole. Koniec roku zbliża się wielkimi krokami, oprócz stosów prac pisemnych, kartkówek, sprawdzianów, są posiedzenia zespołów nauczycielskich, rady pedagogicznej, zebrania z rodzicami i jeszcze sezon na "zielone szkoły". A ponieważ w mojej szkole pracujemy na dwie zmiany, nasze spotkania zaczynają się o 17.00, więc i kończą późno, spędzam wtedy w szkole po 12 - 13 godzin. Wracam do domu, coś zjem i padam zmęczona, nawet nie mam czasu i siły, aby pobyć z moją rodziną. 
   Gdy czytam komentarze na różnych forach internetowych na temat pracy nauczyciela, to aż.... dlatego staram się nie czytać, ale dzisiaj niechcący wpadłam na takowe i  trafiło mnie! 
   W ciągu ostatnich lat wiele w szkole się zmieniło, natomiast w społeczeństwie pokutują dawne poglądy i stereotypy. Ja naprawdę wolałabym być zatrudniona z Kodeksu Pracy niż z Karty Nauczyciela, brać urlop wtedy, kiedy tylko chcę i potrzebuję, a nie w określonym terminie, gdy ceny w kurortach czy miejscowościach wypoczynkowych są najwyższe. I za taki dzień jak wczoraj (sobota), który spędziłam w pracy, bo organizowaliśmy Festyn Rodzinny, dostać nadgodziny. A która pani pracująca w biurze (absolutnie nie ujmując jej pracy i zadań, które wykonuje) bierze sterty papierów do domu i ślęczy nocami sprawdzając i oceniając klasówki, czy inne uczniowskie prace lub przygotowuje się do zajęć. Albo jeździ na "zielone szkoły", gdzie 24 godziny na dobę trzeba mieć oczy dookoła głowy, gdy ustala się dyżury, która nauczycielka dzisiaj śpi, a która czuwa, bo dzieciaki miewają "fantastyczne " pomysły, co można robić nocą. A za taki wyjazd płacą dziennie tylko dwie nadgodziny (!!!) , jeżeli płacą, bo są gminy, gdzie nauczyciel to robi za free - w ramach obowiązków służbowych. I wcale nie piszę tego, aby ponarzekać na moje zarobki. Nauczyciel z moim stażem pracy i wykształceniem ma całkiem godziwą pensję. Chodzi o to, że w każdej innej firmie pracownik wyśmiałby pracodawcę, gdyby musiał wyjechać na tydzień z cudzymi dziećmi pod opieką i nie dostając za to zapłaty. Nauczycielowi nie przysługuje za taki wyjazd delegacja - żeby nie było wątpliwości.
    Lubię swoją pracę, to moja pasja, lubię uczyć, być z dzieciakami, może dlatego bolą mnie negatywne komentarze na temat pracy nauczycieli. W każdej grupie zawodowej są pasjonaci i tacy, którym się nie chce. Tylko dlaczego ludzie wylewają swoje frustracje właśnie na nas? To w końcu my uczymy ich dzieci i wspieramy  w  wychowaniu, a często to my wychowujemy, bo rodzice są zbyt zapracowani i nie mają na to czasu. To my spędzamy dużo czasu z ich pociechami (niejednokrotnie więcej niż oni sami). Dlaczego więc jesteśmy tak traktowani?  
   Mam już dosyć podważania moich kompetencji i umiejętności. Mam dosyć lekceważących wypowiedzi i deprecjonowania mojego zawodu. Nie zgadzam się na to.

   Drodzy Rodzice, czy Wy też jesteście w swojej pracy tak traktowani przez swoich petentów czy partnerów biznesowych?

   Jestem tym wszystkim zmęczona i zniechęcona,  dlatego ten obrazek idealnie wpisuje się w mój nastrój i samopoczucie.
Gdyby nie moi uczniowie, dałabym sobie z tym spokój. Ale to właśnie oni "trzymają" mnie przy życiu.

     Nie o tym miałam pisać.  A o moim ogrodzie. Postanowiliśmy z mężem trochę go "odświeżyć" i przebudować. Przede wszystkim wymieniliśmy obrzeże dookoła tarasu. Pracowaliśmy wiele dni, późnymi popołudniami i udało się. Ale jeszcze sporo pracy nas czeka, aby odświeżyć co nieco zniszczony trawnik.





A na drutach baaaardzo powoli przyrasta granatowy sweterek z mieszanki wełny i jedwabiu.

Życzenia