wtorek, 2 lutego 2021

Rekonwalescencja

 Wracam szybciej niż się spodziewałam. 

   19 stycznia poddałam się operacji wszczepienia endoprotezy kolana. Od wielu lat miałam problem z prawym kolanem. Najpierw była kontuzja, gdy jeszcze byłam nastolatką, potem poważny uraz spowodowany przez agresywnego ucznia i z wiekiem stan mojego stawu, mimo licznych rehabilitacji, pogarszał się. Ostatni rok był trudny, schody stały sią przeszkodą bardzo trudną do pokonania. Po ostatniej wizycie mój ortopeda stwierdził, że "właściwie to pani już nie ma kolana". I pomimo, że starał się wcześniej odwlekać w czasie operację, stwierdził, że już teraz czekać nie należy. 

   Miałam wiele obaw związanych z samą operacją i później z rekonwalescencją, do tego dochodziła obawa związana z covidem. Okazało się, że w szpitalu trzymany jest ostry reżim. Pracownicy i pacjenci są testowani, pacjenci i pracownicy przy wzajemnych kontaktach zobowiązani byli mieć maseczki medyczne. Pacjenci nie mogli wychodzić z pokojów, jedynie z rehabilitantem na spacerek o kulach i oczywiście w maseczkach.

  Z operacji niewiele pamiętam, miałam znieczulenie podpajęczynówkowe i prosiłam o coś na sen, by nie być świadomą tego, co się dzieje. Pod koniec jednak się wybudziłam i widziałam część działań lekarzy (wszystko odbijało się w lampie). Później jednak znowu przysnęłam i obudziłam się na sali pooperacyjnej.

   Pierwsza noc była tragiczna, pomimo leków przeciwbólowych nie dawałam rady, podawano mi morfinę, która pomagała na chwilę, miałam jednak po niej straszne wymioty. 

   Po pierwszej dobie postawiono mnie już na nogi. Z pooperacyjnej sama przeszłam na zwykła salę. Trzy razy w ciągu dnia przychodziła rehabilitantka, aby trenować chodzenie z kulami. Trzeciego dnia uczyła jak chodzić po schodach. Po trzeciej dobie zaczęto odstawiać kroplówki z lekami przeciwbólowymi (wiem już, że ketonal też mi nie służy). W czwartej dobie po operacji wyszłam do domu na własnych nogach (z pomocą kul oczywiście). 

   Minęły dwa tygodnie od operacji, coraz bardziej jestem samodzielna, aczkolwiek wymagam opieki w niektórych momentach (jak to dobrze, że mąż pracuje zdalnie i może się mną zająć!). Wczoraj zaczęłam domową rehabilitację z fizjoterapeutą, która trwać będzie dwa miesiące. Później jeszcze czeka mnie turnus rehabilitacyjny w Konstancinie (od 3 do 6 tygodni).

Nie sądziłam, że tak szybko będę do siebie dochodzić. Wiadomo, że przede mną żmudna rehabilitacja. Założenie jest takie, że po trzech miesiącach będę mogła wrócić do pracy. Może się jednak zdarzyć, że potrzeba będzie na to więcej czasu.

Miałam wiele doświadczeń ze służbą zdrowia i szpitalami. Zawsze mówiłam, że mamy świetnych specjalistów tylko system jest do bani. 

Tutaj stwierdzam, że wszystko działa jak należy. Miałam świetną opiekę lekarską i pielęgniarską, panie z sekretariatu przesympatyczne, jedzenie jak domowe (serio), atmosfera na oddziale iście rodzinna. Wychodząc z oddziału śmiałam się, że gdyby nie ten ból to turnus byłby świetny. 

Teraz mam zapewnioną rehabilitację domową, później turnus rehabilitacyjny. I na koniec najlepsze - to wszystko w ramach NFZ!

Gdzie takie cuda? w Centrum Kompleksowej Rehabilitacji w Konstancinie-Jeziornie.

Mam teraz dużo czasu, na razie dzierganie mi nie idzie, więc nadrabiam zaległości czytelnicze. Dzisiaj tylko zdjęcie  tego, co już przeczytałam.




10 komentarzy:

  1. Oh jak dobrze, że wszystko poszło "gładko", miejmy nadzieję, że szybciutko staniesz na nogi i zapomnisz o operacji. Jak to mówią "nie ma złego bez dobrego", odpoczywaj i czytaj, a na dzierganie przyjdzie i ochota, i czas:) . Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Życzę wszystkiego naj naj lepszego i szybkiego powrotu do zdrowia.Ja jestem 3m po pełnej endoprotezie lewego kolana ,mieszkam w Szczecinie co do opieki szpitalnej jestem też ochy i achy .Ale teraz po wyjściu za rehabilitanta płacę prywatnie 120 z za wizytę i to córka mnie zawozi do niego a ćwiczenia zaleca mi do domu wszystko było okej ale w sobotę cusik mi się stało że nie mogłam się podnieść z fotela (stwierdzono (przeciążyła pani). Ja chodz\ę o kuli bo po 6 m mam mieć wymianę drugiego (a teraz nawet o dwóch Co by za bardzo nie obciążać zoperowanego .
    pozdrawiam serdecznie i życzę dużo zdrowia

    OdpowiedzUsuń
  3. życzę powrotu do zdrowia
    Ewa z Torunia

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybudzić się podczas operacji - to chyba był koszmar!
    Nie każdy może zostać morfinistą;-) Ja kiedyś dostałam takie znieczulenie przy kolce nerkowej - wymioty trzymały mnie prawie dobę :-(
    Dobrze, że rekonwalescencja przebiega pomyślnie. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia i sprawności oraz wielu ciekawych lektur. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bokasiu, normalnie, przy tego typu znieczuleniu pacjent jest świadomy. Ja poprosiłam o coś nasennego. Moment wybudzenia nie był straszny, no i jednak byłam z lekka otumaniona, później zresztą znowu zasnęłam. No tak, morfinistką nie zostanę 🤣. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wolałabym przespać ten moment i nie słyszeć tego, co mi robią:-)

      Usuń
  6. Ja podczas operacji obydwóch halluxsów byłam przytomna. Rozmawiałam z pielęgniarkami a narzędzia położyli mi na kolanach i wszystko się odbijało w lampie. Na następny dzień wypuścili mnie do domu, teraz nie trzymają długo po operacji. Wracaj do zdrowia. pozdrawiam Małgosia

    OdpowiedzUsuń

Konkursowy koc i narzutka

    Koc, który prezentuję powstawał długo - od połowy października do połowy kwietnia. Oczywiście w międzyczasie były inne projekty, bym mog...