środa, 30 stycznia 2013

Uniejów i coś jeszcze...

   Wróciłam z kilkudniowego wypadu do gorących źródeł, czyli do Uniejowa. Niewiele ponad dwie godziny jazdy (już autostradą!), więc podróż nie zdąży zmęczyć. Zamieszkaliśmy na Zamku Arcybiskupów Gnieźnieńskich, w miejscu, gdzie czuje się historię.







Budowla położona na wzgórzu nad Wartą. Obok zamku jest ogromny park. Niestety zimą nie ma wiele do podziwiania, ale wiosną i latem musi być tu pięknie.














Widok na zamek z drugiego brzegu Warty. Jak widać unosiła się lekka mgiełka. To parowały pobliskie termy uniejowskie.













Z luf armatnich leje się solanka z podziemnych źródeł. Woda ma temperaturę powyżej 60 stopni Celsjusza.












Uniejów to nieduże miasteczko, ale oprócz jego głównej atrakcji można zwiedzić Zagrodę Młynarską, gdzie serwowane są dania kuchni regionalnej.






Będąc w Uniejowie warto wybrać się do niedalekiej Łęczycy, aby zwiedzić zamek, obejrzeć ciekawe wystawy mówiące o historii tego miasta i okolicy, wystawę etnograficzną czy prac przedstawiających legendarnego diabła Borutę, którego postać nierozerwalnie związana jest z łęczyckim zamkiem.












 Z Łęczycy już blisko jest do miejscowości Tum. Znajduje się tam romańska archikolegiata obronna, która powstała w latach 1141-1161. Budowla robi olbrzymie wrażenie swoimi rozmiarami. To jeden z najcenniejszych  zabytków romańskich w Polsce.


A nieopodal znajduje się urokliwy drewniany kościółek z 1761 roku.











Główną atrakcją wyjazdu były termy uniejowskie. Powstały niespełna kilka lat temu, od czerwca ubiegłego roku miejscowość ma status uzdrowiska. Jest już jedno sanatorium położone niedaleko zamku. Uniejowska solanka ma właściwości lecznicze, znajduje zastosowanie przy leczeniu wielu chorób. Obiekt jest nowoczesny, znajduje się tu wiele atrakcji dla dzieci i dorosłych. Jest cały kompleks basenów, saun, duże zaplecze gastronomiczne. 
Mnie największą frajdę sprawiało wypływanie na zewnątrz, gdzie temperatura powietrza wynosiła -5 stopni, zaś temperatura wody 36 stopni. I te masaże wodne różnego rodzaju... Rewelacja! 








   











                 










     Na koniec zdjęcia tego czegoś, co powstało z dwóch wydzierganych szali jednakowej szerokości i długości. Miałam wiele pomysłów, a skończyło się na tym, że powstało cieplutkie, mięciutkie ponczo z czterech motków włóczki Magic, ponieważ to pozostałości z innych robótek, różnych kolorystycznie (Magic 327 i Magic 596), musiałam troszkę pokombinować, aby je połączyć. Wyszło tak.











Codziennie można nosić inną wersję kolorystyczną, wystarczy inaczej założyć ponczo.

















3 komentarze:

  1. Witaj!
    Dziękuję za miły komentarz i jest mi bardzo miło, że zagościłas na moim blogu :)
    Widzę, że nie potrafisz siedzieć na miejscu, lubisz zwiedzać, samkować i cieszyć się zyciem. Potrafisz dostrzegać piękno i uwieczniać je na fotografii. Gratulacje! Twoje wełniane prace są bardzo pomysłowe i podobają mi się. Zawędrowałam do Ciebie, bo ostatnio też chwyciłam za druty :)Może kiedyś będę potrzebowała porady :), a jeśli chodzi o filcowanie na mokro to zapraszam do mojej pracowni na małe szaleństwo!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie zapraszam częściej, porady chętnie udzielę. Niewykluczone,że pomyślę o filcowaniu na mokro u Ciebie, Aniu. Pozdrawiam twórczo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Excellent article. Keep posting such kind of
    info on your site. Im really impressed by your site.

    Hi there, You have done an excellent job.

    I'll definitely digg it and individually recommend to my friends. I am confident they'll be benefited from this site.


    Check out my web blog :: atrakcje na imprezy

    OdpowiedzUsuń

Jesienny pulowerek i pastelowa chusta

    Podczas pooperacyjnej rekonwalescencji mam więcej czasu na robótki. Kilka dni temu skończyłam jesienny pulowerek z dwóch połączonych nit...