wtorek, 27 grudnia 2011
Czapka i szalik
Ukończyłam dodatek do prezentu, czyli szalik. Poprawiłam także czapkę, teraz wygląda lepiej. Dobrze, że obdarowanego mam pod ręką, więc mogłam po cichu zmienić to, co mi się nie podobało.
niedziela, 25 grudnia 2011
Święta, święta...
Święta upływają w rodzinnym gronie przy dźwięku kolęd. Moje dziergane prezenty bardzo się podobały, zestawy kolorystyczne przypadły do gustu. Bardzo mnie to cieszy i aż chce się robić następne podarki. Poniżej prezentacja chust przez prawowite właścicielki.
piątek, 23 grudnia 2011
Życzenia
Świąt pełnych miłości, rodzinnego ciepła, chwili dla siebie, dla rozbieganych myśli - ciszy
i spokoju oraz pogody ducha
wszystkim czytelnikom bloga
życzy
GaMa
środa, 21 grudnia 2011
Zimowy komplet
Jeszcze dziergam prezenty pod choinkę. Wigilia coraz bliżej i czuję, że jestem w sporym "niedoczasie", bo przygotowania świąteczno - kuchenne mnie pochłonęły. A na dodatek złapałam jakieś przeziębienie.
Ale póki co, daję radę i jestem w trakcie tworzenia czapki i szalika dla młodego kawalera.
Szalik niedokończony, będę robić po nocach, aby znalazł się pod choinką.
Ale póki co, daję radę i jestem w trakcie tworzenia czapki i szalika dla młodego kawalera.
Szalik niedokończony, będę robić po nocach, aby znalazł się pod choinką.
poniedziałek, 19 grudnia 2011
Tęczowa raz jeszcze
wtorek, 13 grudnia 2011
Wspomnienie o 13 grudnia sprzed trzydziestu lat
To była niedziela, bardzo mroźny, aczkolwiek słoneczny dzień, śniegu nie było za dużo. Pamiętam, że obudziła mnie mama mówiąc, że jest wojna. Nie za bardzo rozumiałam, co do mnie mówi. Ale po jakimś czasie do mnie dotarło, że coś się dzieje. Oglądaliśmy na okrągło generała Jaruzelskiego i jego przemówienie, próbując zrozumieć sytuację. Młodszy brat marudził, że nie ma „Teleranka” (niedzielny poranny program dla dzieci).
Po popołudniu, jak co niedziela, miałam wyjechać do internatu (uczyłam się w liceum poza domem). Mama nie chciała mnie puścić, bała się o mnie. Wyjechałam trochę wcześniej niż zwykle. I dopóki autobus nie dojechał do Okęcia, wszystko było normalnie. Na rogatkach miastach zatrzymał nas wojskowy patrol, dookoła stały czołgi i ciężkie wozy bojowe, wszędzie było pełno wojska, na chodnikach paliły się koksowniki. Przeraziłam się, gdy do autobusu weszli uzbrojeni żołnierze z lufami skierowanymi do pasażerów i każdego legitymowali. Trwało to bardzo długo. Przez stolicę przejechałam dosyć szybko, można powiedzieć, że komunikacja w miarę normalnie działała. Kolejna kontrola była przy wyjeździe z Warszawy. Dotarłam do internatu. Dziewczyny zjeżdżały się z opóźnieniem, każda zszokowana, tym, co się dzieje. Po raz pierwszy była taka frekwencja przed telewizorem podczas „Dziennika telewizyjnego”. Podano wiadomość, że zajęcia w szkołach są odwołane ( do szkoły wróciłam po Nowym Roku i już nie było ferii).
Wiadomo, ucieszyłyśmy się, że mamy wolne. Pamiętam, gdy jedna z koleżanek weszła do internatu i pierwsze co usłyszała, to wiadomość o odwołaniu zajęć. Dosyć siarczyście zaklęła, bo jechała aż z Suwałk.
Spakowałyśmy z powrotem torby i czekałyśmy na kolejny dzień, by wrócić do domu. Około 22.00 wpadł do internatu dyrektor szkoły z poleceniem, aby zabrać wszystkie swoje rzeczy i opuszczeniem internatu przed 10.00 rano, bo od tej pory będzie tu stacjonować wojsko. I się zaczęło! Niektóre z nas miały swoje poduszki, koce i różne inne przydatne w internacie rzeczy.
Ale wyglądałyśmy!
Z plecakami, torbami, tobołkami, w które musiałyśmy spakować wszystko ( ubrania, buty, podręczniki, zeszyty, przybory toaletowe, ja jeszcze ciągnęłam żelazko, grzałkę, kubek i sztućce i całą wałówkę, którą przywiozłam dzień wcześniej z domu). Istne pandemonium! Z całym tym majdanem trzeba było dotrzeć do dworca autobusowego, wejść do autobusu, przejechać przez całą Warszawę tramwajem, kolejnym autobusem, aby z Dworca Zachodniego wyruszyć do domu. Na szczęście to był dzień powszedni i miałam bezpośrednie połączenie z moją miejscowością. No i z przystanku do domu nie miałam daleko. Oczywiście nie mogłam zadzwonić, żeby tata po mnie przyjechał, telefony były wyłączone a o komórkach nikt jeszcze nie słyszał.
W domu poczułam się bezpieczna. Mieszkałam na wsi, więc nie było tak widać wojska, chociaż w nocy słychać było czołgi i ciężki sprzęt, który przejeżdżał przez moją miejscowość.
Ponieważ mieszkałam i uczyłam się w tym samym województwie nie musiałam mieć przepustki, by jechać do szkoły i wracać na sobotę i niedzielę do domu. Ale te koleżanki, które mieszkały poza województwem, wówczas warszawskim, jeździły do domu raz na miesiąc i musiały mieć specjalną przepustkę zezwalającą na przemieszczanie się z województwa do województwa. I koniecznie trzeba było dojechać do 22.00 ponieważ obowiązywała godzina milicyjna.
Pamiętam jeszcze z tego czasu, jak dziewczyny z klasy maturalnej rozpaczały, że nie będą miały studniówki, ponieważ był zakaz zgromadzeń. W następnym roku była studniówka, ale trwała od 10.00 do 15.00, gdyż całe towarzystwo musiało wrócić do domów przed godziną milicyjną.
Hitem były oporniki wpięte w klapę kurtki, żakietu czy swetra. Nie wszystkie z nas rozumiały ich znaczenie. I jeszcze pochód pierwszomajowy 1982 roku – był obowiązkowy, nauczyciele sprawdzali listę obecności. Część pojechała do Warszawy, ja na szczęście uczestniczyłam w małym pochodzie w miasteczku, w którym się uczyłam.
Po jakimś czasie przyzwyczailiśmy się do pewnych ograniczeń. Miałam niespełna 15 lat, w związku z tym inaczej postrzegałam rzeczywistość niż dorośli. I pomimo tego, co się działo dookoła, mam wiele dobrych wspomnień, wszak to była moja młodość.
Te czasy to rozkwit polskiej muzyki rockowej, to zespoły Perfect, Republika, Maanam, Dżem, Lady Pank, Lombard, Budka Suflera, Aya RL, Tilt, Kult, Róże Europy, RSC. To również Lista Przebojów Programu Trzeciego ( której fanką jestem do dnia dzisiejszego). I oczywiście pierwsze miłości.
Aby jakoś wyglądać robiło się różne rzeczy, rękodzieło, które wraca dzisiaj do łask i jest trendy w tamtych czasach było koniecznością. Przerabiało się stare ubrania, szyło samemu, robiło na drutach. Pamiętam moją pierwszą uszytą bluzkę z pieluch tetrowych ufarbowanych domowym sposobem na dwa odcienie niebieskiego. Pamiętam także mój pierwszy, własnoręcznie wydziergany sweter z brązowej włóczki i motywem żółtego zygzaka z przodu. Modne były swetry wielokolorowe. Myślę, że częściowo ich wielobarwność wynikała z tego, że wykorzystywano wszelkie nitki, jakie były w domu. O takim zaopatrzeniu, jak dzisiaj nawet nam się nie śniło.
Modne były nastroszone włosy, a ponieważ braki w zaopatrzeniu obejmowały wszystkie dziedziny życia, o produktach do stylizacji włosów można było zapomnieć. Nawet, jeśli już coś było to lakier o włosów bądź płyn Lotion. Polak potrafi, więc włosy stawiało się na cukier rozpuszczony w wodzie lub na piwo (znam fryzjerkę starej daty, która i teraz używa piwa do utrwalania fryzury).
Stan wojenny trwał półtora roku, zniesiono go bodajże 22 lipca 198r.
Rozpisałam się.... A jakie są Wasze wspomnienia?
poniedziałek, 12 grudnia 2011
Szalik
Wyrabiam pozostałości po moich wcześniejszych robótkach. I tak oto powstał dziecięcy szaliczek z białej szenili. Aby go ożywić, zrobiłam na szydełku kolorowe kwiatuszki i naszyłam na brzegi szalika.
piątek, 9 grudnia 2011
Brzoskwinia dla dziewczynki
środa, 7 grudnia 2011
Coś do zielonej chusty
Został mi prawie cały motek włóczki ALIZE Angora Gold, z której zrobiłam i prezentowałam wcześniej zieloną chustę. Postanowiłam dorobić jeszcze czapkę. Starczyło jeszcze na rękawiczki. Prawie 20 lat nie robiłam rękawiczek i zapomniałam, jak się wyrabia kciuk. Poszukałam w sieci i znalazłam bloga u Antoniny, na którym autorka pokazała kilka sposobów. A oto efekty.

poniedziałek, 5 grudnia 2011
czwartek, 1 grudnia 2011
Tęczowa chusta na mgliste dni
Sweterek nadal leży odłogiem, ponieważ zajęta byłam produkcją, a jakże, chusty! Ale obiecuję sobie, że teraz czas wziąć się za to, co jakiś czas temu zaczęłam, tym bardziej, ze święta nadchodzą wielkimi krokami, a jeszcze kilka podarków mam zamiar wydziergać.
A chusta wyglądała tak przed zblokowaniem ( całkiem ciekawy efekt falbanki na dole).
A tak po upraniu i zblokowaniu.
A tak na człowieku, czyli mojej córce.

A chusta wyglądała tak przed zblokowaniem ( całkiem ciekawy efekt falbanki na dole).
A tak po upraniu i zblokowaniu.
A tak na człowieku, czyli mojej córce.
niedziela, 27 listopada 2011
Spotkanie autorskie
Dzisiaj miałam okazję być na kolejnym spotkaniu autorskim, podczas którego promowana była książka Felicji Konarskiej pt.: "Wołyń - moja tęsknota i inne miniaturki". Niestety, z przyczyn zdrowotnych, autorka
nie dotarła na spotkanie. Jednak fragmenty książki czytane aksamitnym głosem Krystyny Czubówny oraz recital z piosenkami Bułata Okudżawy
w wykonaniu Swietłany Żarczyńskiej w części zrekompensowały nieobecność autorki.
Sama książka jest uzupełnieniem "Liści na wietrze", o której pisałam już wcześniej. Są to krótkie opowiadania, w których pani Felicja przedstawia okruchy codzienności, scenki z dzieciństwa, zasłyszane anegdoty.
Warto sięgnąć po tę pozycję.
piątek, 25 listopada 2011
Jesienny spacer i... chusta.
Piękna pogoda sprzyja spacerom. "Mój" las i o tej porze jest piękny.

A chusta, którą skończyłam dzisiaj rano prezentuje się tak. Już niedługo trafi do swojej właścicielki jako prezent gwiazdkowy. Stwierdzam, że moje pianino świetnie nadaje się do eksponowania chust. Na szczęście używane jest również w innym, stworzonym do tego, celu.

A chusta, którą skończyłam dzisiaj rano prezentuje się tak. Już niedługo trafi do swojej właścicielki jako prezent gwiazdkowy. Stwierdzam, że moje pianino świetnie nadaje się do eksponowania chust. Na szczęście używane jest również w innym, stworzonym do tego, celu.
środa, 23 listopada 2011
Chusty, chusty...
niedziela, 20 listopada 2011
Niebieska
Niebieska już gotowa. Wzór kiri prosty, a bardzo efektownie wygląda. I w taki oto sposób większość prezentów bożonarodzeniowych mam z głowy. Teraz zabieram się za męską część rodziny. Zaczynam od syna. Z włóczki, która została mi z mężowego swetra wyjdzie pulower dla dorastającego młodzieńca.
A tak prezentuje się chusta.
A tak prezentuje się chusta.
A to początki swetra dla syna.
środa, 16 listopada 2011
Kolejne spotkanie dziewiarek i następna chusta
Wczoraj odbyło się kolejne spotkanie dziewiarek w mojej miejscowości. Trochę szkoda, że tak mało nas przychodzi. Zastanawiam się, czy kobietki nie mają czasu, czy nie potrafią robić na drutach. Spotkania ustalane są w dogodnych terminach, ogłoszenia o spotkaniach rozklejane są w różnych miejscach,
w bibliotece i coś nie wychodzi. Za mała miejscowość? Sama nie wiem. Ustaliłyśmy jeszcze jedno spotkanie, jeśli znowu będzia nas malutko, to chyba zrezygnujemy :-(
Na drutach znalazła się niebieska chusta według wzoru kiri, który znalazłam TUTAJ . Tak wyglądają jej początki.
Na drutach znalazła się niebieska chusta według wzoru kiri, który znalazłam TUTAJ . Tak wyglądają jej początki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Chusty, chusty
Pierwsza chusta powstała podczas CAL-u organizowanego przez Jacka Mrożewicza (tresowane szydełko Jacka) według wzoru Sorpresa. Wzór bard...

-
Spełniam prośbę Ani i Antoniny. Poniżej umieszczam schemat zszycia szala, aby powstał sweterek. Rozmiar swetra zależy o długości szala. ...
-
Nie jestem szydełkowa, zdecydowanie wolę druty, jednak od jakiegoś czasu chciałam zrobić szydełkową mandalę na obręczy. Oglądałam zdjęci...
-
Powstał na zamówienie córki, która nie przepada za czapkami. Zrobiłam go z połączonych dwóch nitek - ręcznie farbowanej wełny z jedwabie...