Tak, tak, wiem , że nie do końca na temat, ale to co pokażę, to też w końcu rękodzieło. Szlifierka to moje ostatnio ulubione i najczęściej używane narzędzie. Przyznam się bez bicia, że dzisiaj (o zgrozo!!!) nawet nie tknęłam drutów. Normalnie, bez nowego bzika, pewnie już bym prezentowała sweterek, którego zajawkę pokazywałam w poprzednim poście. A tak pokazuję, co znowu zmajstrowałam w moim zaimprowizowanym warsztacie stolarskim.
Najpierw szafka nocna z pokoju syna. Zwykła, sosnowa, ale dosyć mocno sfatygowana. Zyskała nowy wygląd, pasuje kolorystycznie do nowych ścian. Zeszlifowałam blat i na nowo polakierowałam. Resztę pomalowałam farbą kredową, przetarłam, naniosłam wzorek i nawoskowałam. Wnętrza szuflad wykleiłam kolorowym papierem i polakierowałam. Ponieważ to moje pierwsze kroki z farbami kredowymi i przecierkami, jeszcze nie wychodzi mi tak jak należy. Ale, jak mawiają, trening czyni mistrza, więc dalej trenuję.
Następne w kolejce były szafki nocne z mojej sypialni, ale o nich w następnym poście (dosychają). W tak zwanym międzyczasie zajęłam się drobniejszymi rzeczami. Na warsztat wzięłam akcesoria kuchenne, też już dosyć sfatygowane. To stojak na ręcznik papierowy i stojak na noże. Oprócz przecierek zastosowałam tu technikę frotagge. Za szablon posłużyła mi stara firanka. Ten motyw pojawi się jeszcze raz w moich przeróbkach. Ale najpierw, to co w kuchni.
Na dzisiaj tyle, idę zobaczyć, co by tu jeszcze przeszlifować i przemalować (mąż już się boi o pianino).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz