niedziela, 1 lipca 2018

Bournemouth



   Bournemouth to miejscowość położona na południu Wielkiej Brytanii. To jeden z ulubionych przez Anglików (w szczególności londyńczyków) kurortów wypoczynkowych. Znajdują się tu piękne, szerokie, piaszczyste plaże. To miejsce, gdzie uprawia się wiele sportów wodnych: surfing czy kitesurfing. 
   Na plaży można zobaczyć charakterystyczne domki plażowe, które można wynająć. Podobno cena zakupu takiego domku równa się cenie zakupu domu mieszkalnego (według opowieści Gillian, u której mieszkałam). Domki są różne i mają różny standard, w większości jest mały aneksik kuchenny z doprowadzoną wodą, prądem, miejsce na podstawowe sprzęty plażowe. Te nowsze są trochę większe i być może posiadają jakąś łazienkę, ale tego nie jestem pewna. 
Pierwsze moje zetknięcie z plażą i wodą w Kanale La Manche (upss, Kanale Angielskim) odbyło się pierwszego, dosyć pochmurnego i chłodnego dnia. Moja mina wskazuje, że woda była zimna, jednak to była poza do zdjęcia. W porównaniu z naszym Bałtykiem, który w sierpniu miewa wodę w temperaturze 8 stopni, te 13-15 to pikuś.


Plaże odwiedzałyśmy prawie codziennie (mówię tu o koleżance, z którą penetrowałyśmy zawzięcie Bournemouth i okolice). Sylwia okazała się nieocenionym "kierownikiem wycieczki", a ja z zadowoleniem, że nareszcie to nie ja byłam głównodowodzącą (!!!), przyjmowałam jej propozycje. Chociaż..... jeden punkt programu był mój i uparcie dążyłam do jego realizacji, ale o tym w innym poście.
   Dopasowałyśmy się, obydwie lubimy zwiedzać ciekawe miejsca (niekoniecznie sklepy) i zależało nam obydwu, aby jak najwięcej zobaczyć. W związku z tym po zajęciach w szkole językowej była zaplanowana wcześniej wyprawa. Do naszej przemiłej host family wracałyśmy zmęczone, ale zawsze pełne wrażeń, którymi dzieliłyśmy się z naszymi gospodarzami.




Bournemouth, poza plażami oczywiście, ma wiele innych atrakcji. Pierwszego dnia od razu "zaliczyłyśmy" oceanarium, które mieści się tuż przy głównym wejściu na plażę Jakże miło mi się zrobiło, gdy mogłam skorzystać ze studenckiej zniżki (!!!). Tak młodo się poczułam. W wielu miejscach nasza legitymacja studencka ze szkoły językowej uprawniała nas do korzystania z tańszych biletów wstępu. 
Oceanarium może nie jest duże, ale bardzo interesujące.
Kolejną atrakcją, którą "zaliczyłyśmy" już drugiego dnia, było, jak je nazwałam, Bournemouth Eye, karuzela, z której można podziwiać panoramę miasta. 
W Bournemouth mieszka wielu Polaków i bardzo często na ulicy słychać było język polski, niestety często ten nieparlamentarny. I ciekawostka dla fanów futbolu, w Bournemouth AFC bramkarzem jest Artur Boruc. Istnieje także strona internetowa w języku polskim, z której przed wyjazdem zaczerpnęłam sporo wiedzy o Bournemouth (klik).


Do Bournemouth dotarłyśmy z przygodami. Jakoś tak się składa, że gdy wybieram się w podróż samolotem, zaczynają się schody. Już na Okęciu okazało się, że mój samolot opóźniony jest ponad dwie godziny. W związku z tym w Amsterdamie moja planowa przesiadka nie była możliwa. Pierwsza informacja - nocleg w tym mieście, wylot do Southampton rano. Nawet się ucieszyłyśmy, żadna z nas w Amsterdamie nie była. Jednak później okazało się, że lecimy małymi liniami, które... no cóż, miały kolejne opóźnienie. Nie wspomnę o tym, że jak zwykle na każdej bramce piszczałam, chociaż wszystko, co metalowe zdjęłam z siebie. Później służby graniczne na lotnisku nie chciały dać wiary, że my z koleżanką lecimy na dwa tygodnie do szkoły językowej ( za stare?!).  A druty z robótką przechodziły wszędzie - te drewniane i rozkręcane. I jak zwykle robótka pozwoliła mi zredukować stres związany z perturbacjami w podróży.
   Do Bournemouth dotarłyśmy tuż przed północą. Gospodarze odebrali nas z dworca kolejowego, co okazało się zbawienne, bo poruszanie się po nieznanym mieście nocą nie należy do przyjemności.
Nasza host family to Gillian i Anthony, przesympatyczni i uczynni ludzie, a jednocześnie bardzo ciekawi świata (sami sporo podróżują) oraz nowych ludzi. 

Na zdjęciu po lewej gospodarze 
z córką Natashą i wnuczką Susan.
   Gillian otrzymała ode mnie szary, ażurowy szal, którym była zachwycona. Okazało się, że trafiłam  z kolorem. Już na drugi dzień Gillian założyła go, gdy wieczorem wychodziła z mężem do klubu.
                                                                  Na tym dzisiaj kończę moją relację, ale....


                                                                                          ...cdn...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czarna narzutka

    Zrobiłam ją dla mojej siostry, zużyłam 4 motki Kid Silka DROPS-a na drutach nr 3,0.     Tęsknię za wiosną, więc postanowiłam sprowadzić ...