środa, 29 lipca 2015

Moje angielskie wakacje - Brighton i ... dziewiarskie centrum ogrodnicze

   Trzeciego dnia mojej podróży postanowiłyśmy wybrać się do Brighton. Wcześniej zostały wydrukowane vouchery, by móc skorzystać z oferty 2 za 1.Ponieważ podróż z Bedford do Brighton pociągiem trwa ponad dwie godziny postanowiłam nie mitrężyć czasu i zabrałam robótkę.

 Dorotka mi pozazdrościła i też spróbowała troszkę dziergać w ramach przypomnienia swoich dawnych umiejętności. Wszak ludzie z naszego (40+) pokolenia podstawowe umiejętności z zakresu robótek ręcznych posiadają. Jeżeli nie w domu, to w szkole nas tego uczono. Na szczęście znowu to powraca do treści nauczania na przedmiocie technika. Wzbudziłyśmy dosyć duże zainteresowanie tego pana, co go widać w tle, dopytywał ,cóż to takiego robimy.

   


   Dworzec kolejowy w Brighton zabytkowy wymieszany z nowoczesnością, chociaż nie za duży. Masa ludzi, mimo, że to był środek tygodnia. Ale tutaj też trwają wakacje. Nie ukrywam, że spacer uliczkami miasta w stronę plaży rozczarował mnie. Spodziewałam się pięknego i zadbanego kurortu, niestety tak nie było.

  Nasze kroki skierowałyśmy do Królewskiego Pawilonu, ponieważ to on był głównym celem naszej podróży. Cieszyłam się, że będę mogła tam wejść, tym bardziej, że jakiś czas temu pisałam o tej budowli tutaj przy opisywaniu przeczytanej książki, której akcja toczy się właśnie w tym pałacu.
   W ogrodach spotkałyśmy zebrę wygrywającą utwory i klasyczne, i te z lżejszego repertuaru. 
 



Pawilon robi ogromne wrażenie, wzorowany był na Tadż Mahal. Jednak gdy wejdzie się do środka wnętrza zaskakują stylistyką chińską. 
Z zewnątrz Indie, w środku Chiny. 







Ciekawostką jest fakt, że Jerzy IV nigdy nie był w Indiach, ani w Chinach.
Wnętrza oszałamiają przepychem i bogactwem kolorów. Przepiękne witraże w sali muzycznej oraz wykończenie sufitu powodują, ze podobno świeci on w ciemności. 
Niestety nie można fotografować wnętrz.







Jerzy IV był człowiekiem, który uwielbiał luksus i dobre jedzenie. Na jednej z wystawionych w muzeum kart dań był spis potraw, które podano na jednej z uroczystych kolacji. Było ich ponad sto. Podczas studiowania tego wyrafinowanego menu zrobiłyśmy się głodne. Kuchnia, jak na tamte czasy, była bardzo nowoczesna, jasna i przestronna.  Zainstalowano w niej urządzenia do gotowania na parze, co było ewenementem w tamtych latach.  Wszystkie naczynia kuchenne wykonane były z miedzi.  

Podczas I wojny światowej Pawilon pełnił funkcję szpitala dla żołnierzy z Indii, zaś w kuchni urządzono salę operacyjną.
   W tej chwili, poza zwiedzaniem sal muzealnych i ekspozycji, można wynająć salę na przykład na przyjęcie weselne.
  Jak widać główna elewacja od strony ulicy jest w remoncie.


Aby ochłonąć z wrażeń po zwiedzaniu królewskich apartamentów, a także aby spożyć lunch w miłych okolicznościach przyrody, udałyśmy się na plażę.Wiał mocny wiatr w związku z tym należało założyć coś na głowę. Wsłuchałam się w szum fal i zajęłam robótką. Tylko te kamienie ciut mnie uwierały.

   I tak oto szejk arabski w ramach relaksu dzierga na plaży w Brighton.
Po odpoczynku ruszyłyśmy spacerkiem po promenadzie wzdłuż plaży, aby podziwiać widoki.


















Pozostałości pawilonu, który spłonął.











Grand Hotel

Jakie wrażenia pozostawiła wizyta w Brighton?
Warto zwiedzić Pawilon Królewski, zobaczyć plażę. Jednak samo miasto jest dosyć zaniedbane. Jest po prostu brudno. Nasz Sopot jest o wiele bardziej eleganckim miejscem, gdzie dba się o czystość ulic i kawiarnianych ogródków. 






   Pierwsze trzy dni pogoda sprzyjała zwiedzaniu. Niestety dzień czwarty powitał nas od rana typową angielską pogodą, czyli ołowianymi chmurami i deszczem. W związku z tym pojechałyśmy do centrum ogrodniczego w Milton Ernest. Dorotka chciała dokupić jakieś kwiaty do swojego ogrodu. 
Gdy dotarłyśmy na miejsce zdumiałam się, jakie rzeczy można kupić w centrum ogrodniczym, otóż poza oczywiście wszystkim co nadaje się do ogrodu można nabyć garnki, talerze, obrusy i....włóczki !!! I to w jakich rozmiarach.Poza tym wszelkie akcesoria dziewiarskie, pasmanteryjne itp. Ponieważ koleżanka złapała bakcyla, zaopatrzyła się w drutki i śliczną nitkę bawełnianą, z której ma plan wydziergać sobie szal.


Jeżeli Was zainteresowałam swoją relacją z podróży, to jutro ciąg dalszy opowieści, która zbliża się ku końcowi.

1 komentarz:

Życzenia