środa, 24 lipca 2019

Przygotowania do wyjazdu

Pakuję się nad morze. Zastanawiam się, co zabrać? Mam dwie zaczęte robótki, na pewno skończę je w pierwszym tygodniu pobytu. I nie wiem, co wziąć jeszcze.
Może  czarny moherek z jedwabiem na zwiewne chusty, a może biały - na ślubny szal, a może gołębioszary?
Hmm, a  może szarości na letnie ponczo?
A może białą nitkę ze srebrem na - w sumie jeszcze nie wiem na co.
I tak stoję jak ten osiołek, co mu w żłoby dano i nie wie, na co się zdecydować.
Zabrać wszystko?


Sama nie wiem....

niedziela, 21 lipca 2019

Ślubny szal Kasi

   Powstał z potrzeby serca, dla przyjaciółki mojej córki. Kasia we wrześniu wychodzi za mąż. Postanowiłam obdarować ją szalem. Oczywiście skonsultowałam fason, wzór. Szal wykonałam z delikatnej mieszanki moheru i jedwabiu. Ponieważ sukienka jest koronkowa, szal nie mógł mieć wzorów. Dlatego wydziergałam go dżersejem, jedynie brzegi delikatnie ozdobiłam szydełkiem. Szal już spakowany, jutro powędruje do właścicielki. Na Margolce prezentuje się tak.

 






Na drutach nadal kocyk Kajtka, który rośnie do coraz większych rozmiarów. Niestety zabraknie mi włóczki, musiałam domówić kolejne moteczki i na dodatek w innym kolorze, bo granat się skończył. Oj, bardzo tęczowy kocyk będzie. W tak zwanym międzyczasie (gdy znudzi mi się kocyk) biorę druty z rozpoczętą czarną zwiewną narzutką, którą ozdobię później filcową aplikacją. W kolejce czekaję kolejne motki, bo znowu przyszalałam z zakupami.

niedziela, 14 lipca 2019

Gołębioszara bałtycka bryza i przeczytane...

W poprzednim poście anonsowałam zwiewny szal. Powstawał podczas mojej ostatniej podróży po ciekawych miejscach. Czekał dosyć długo na sesję zdjęciową. Wykonałam go z  delikatnego z SuperKid Mohair (65% mohair, 5% wełna, 30% polyamid) firmy ggh. Po raz pierwszy dziergałam z tej włóczki, jest bardzo miła w dotyku, moher ma niezbyt długi włosek, dzianina jest zwiewna i lejąca.
Na szal wykorzystałam 3 motki o długości 250 m każdy, dziergałam na drutach nr 5. Wzór to Bałtycka bryza. Prezentuje się tak.





 



Przez ten czas przeczytałam wiele książek. Nie będę opisywać wszystkich, wymienię tylko tytuły. Opowiem o tych, które najbardziej mnie poruszyły.

Almudena Grandes w "Pacjentach doktora Garcii" przedstawiła historię ludzi żyjących we frankistowskiej Hiszpanii. To powieść, której akcja rozgrywa się na przestrzeni wielu lat i w wielu krajach. Po zwycięstwie generała Franco doktor Guillermo García Medina przebywa w Madrycie pod fałszywym nazwiskiem. Dokumenty, które ocaliły go przed rozstrzelaniem, to prezent od najlepszego przyjaciela – Manuela Arroyo Beníteza, republikańskiego dyplomaty, któremu uratował życie w 1937 roku. We wrześniu 1946 roku Manuel wraca z uchodźstwa z tajną i niebezpieczną misją. Planuje przeniknąć w szeregi zakonspirowanej grupy zajmującej się przerzutem za granicę zbrodniarzy wojennych i zbiegów z Trzeciej Rzeszy. Na czele organizacji stoi zamieszkała w dzielnicy Argüelles wyjątkowa kobieta – Niemka i Hiszpanka w jednej osobie, nazistka i falangistka – Clara Stauffer. Gdy Manuelowi udaje się zwerbować doktora Garcíę, w planach dwójki przyjaciół pojawia się kolejna postać. To Adrián Gallardo Ortega, który nim zaciągnął się do Błękitnej Dywizji, został ochotnikiem w SS i wziął udział w bitwie o Berlin, przeżył swoje pięć minut chwały jako zawodowy bokser. Obecnie wegetuje w Niemczech, nieświadomy, że ktoś chce wykorzystać jego tożsamość, by uciec do peronistowskiej Argentyny. 
   Autorka przez wiele lat zbierała materiały do tej książki. Zależało jej na tym, aby głośno powiedzieć o udziale rządów generała Franco i Perona w procederze przerzucaniu nazistów do Argentyny. Wielu zbrodniarzy wojennych uniknęło odpowiedzialności za popełnione zbrodnie w czasie II wojny światowej i wygodnie żyło w Argentynie pod innym nazwiskiem.   

Początkowo wydawało mi się, że jest to książka z tych, które miło się czyta, są dobre na plażę itp. Jednak im głębiej wchodziłam w fabułę, tym bardziej zaczęłam dostrzegać filozoficzny wymiar tej książki. To dywagacja na temat piękna i tego jak postrzegamy ludzi pięknych i brzydkich, jakie cechy im przypisujemy, ile wysiłku kosztuje, aby zawsze być perfekcyjnie pięknym i gdzie można znaleźć prawdziwe piękno. Warto przeczytać "(Nie)piękność" Nataszy Sochy.


"Najgorszy człowiek na świecie" Małgorzaty Halber to książka o walce z nałogiem alkoholowym i uzależnieniem od narkotyków. To szczery opis stanów, jakie przeżywa Krystyna alter ego autorki. Powolne dochodzenie do decyzji o podjęciu leczenia, opis terapii i nawrotów, to opowieść o ciągłej walce z samym sobą.  Polecam.


"Bona. Zmierzch Jagiellonów" Magdaleny Niedźwiedzkiej to zbeletryzowana opowieść o królowej Bonie Sforzy. Autorka przedstawia nam bardziej "ludzką" twarz żony Zygmunta Starego, nie powiela mitów na temat królowej. POkazuje ją jak człowiek z krwi i kości. W narracji bardzo przypomina mi serial o królowej Bonie w reżyserii Janusza Majewskiego z Aleksandrą Śląską w roli głównej.
Pozostałe przeczytane toseria Karoliny Wilczyńskiej - "Rok na Kwiatowej":
- "Zmarznięte serca", Wędrowne ptaki", "Dotyk słońca" i "Owoce miłości" - jak zwykle czyta się miło i przyjemnie, mozna się również wzruszyć. Idealne pozycje na wakacyjny wypoczynek.
"Z raju do piekła" Jen Waite - opowieść o małżeństwie i zdradzie. Nie ukrywam, że nie przekonała mnie ta książka.
Kolejny zapas książek juz mam. Jak to dobrze, ze bez ograniczeń mogę brać książki z mojej biblioteki. A ze teraz będzie ona zamknięta przez jakiś czas, myślę, że te pozycje, w które się zaopatrzyłam wystarczą mi do połowy sierpnia. Ach, jak ja lubię ten czas, gdy nie muszę się nigdzie spieszyć, przy porannej kawie w ciszy delektuję się szelestem przewracanych stron i zagłębiam się w ciekawe historie. A później biorę do ręki puszyste moteczki i oddaję się dzierganiu. Jak ja lubię wakacje!
   Z drutów zeskoczyła ślubna chusta, już zblokowana, czeka jeszcze na delikatny border wykonany na szydełku. A w robocie jest kocyk Kajtka. Pamiętacie ten (klik)? Wnuk rośnie, więc kocyk również. Powstaje dookoła granatowy border, który ma za zadanie znacznie powiększyć kocyk. Stwierdziłam, ze nie będę pruła tego co jest, zbyt długo trwałoby zrobienie wszystkiego od nowa. Dokupiłam bawełnę w jednolitym kolorze i dzirgam bordem tak, jak w swetrze z koła (klik). W związku z tym kocyk dziergany był i jest w różnych kierunkać, najpierw od środka, potem dookoła, na koniec plisa dorabiana w poprzek. Sama jestem ciekawa efektu, na razie mam 1/4. Na zakrętach wymyśliłam, ze naddam oczka rzędami skróconymi. Mam nadzieję, że nie będą mi się rogi zwijać. Zobaczę po blokowaniu całosci. na razie wygląda to tak.






sobota, 13 lipca 2019

Poczdam

   Ostatnim punktem w planie mojej podróży był Poczdam. To piękne miasto, pełne zabytkowych willi. Klimatem trochę przypomina nasz Konstancin. Jednak u nas, poza podobnymi willami nie ma pałaców. Żałuję, że nie było czasu, aby zwiedzić wszystkie.
    Cecilienhof to ostatni pałac Hohenzollernów, będący rezydencją księcia koronnego Wilhelma i jego żony Cecylii. Został zbudowany w latach 1913-1917 w stylu angielskiego domu wiejskiego.

       




   W tej chwili w części pałacu znajduje się luksusowy hotel, zaś w części urządzone jest muzeum.  Można podziwiać jedno z pomieszczeń, które urządzone zostało na wzór kajuty. Okna pochodzą z prawdziwego statku. Był to ulubiony pokój księżnej Cecylii. Tutaj jadła śniadania, czytała. Do pokoju prowadziły schody z prywatnych apartamentów księżnej. 
Pod pomieszczeniem podobno znajdowała się mała piwnica, w której umieszczono mały silnik imitujący dźwięki maszynowni na statku i wprawiał w lekkie drżenie cały pokój.


Przed zjednoczeniem Niemiec pałac należał do NRD, pełnił funkcję hotelu dla gości dewizowych oraz centrum szkoleniowego dla Demokratycznego Zrzeszenia Kobiet. W 1945 został znacjonalizowany (upaństwowiony), zaś dawni właściciele zamieszkali w rodowym zamku Hohenzollern. 

Pałac Cecilienhof to również świadek ważnych historycznych wydarzeń. To tutaj właśnie miała miejsce konferencja poczdamska, gdzie spotkała się tzw. wielka trójka, czyli Churchill, Truman i Stalin, aby stanowić o dalszych losach powojennej Europy. Jak pamiętamy z historii, my Polacy nie najlepiej na tym wyszliśmy. Straciliśmy ziemie wschodnie, przesunięto nam granice na zachód, zaś wojska radzieckie stacjonowały w naszym kraju aż do roku 1993.
              Gabinet Stalina

Gabinet Churchilla

  Gabinet Trumana

    Sala obrad

     Sala jadalna

Na piętrze można zwiedzać prywatne apartamenty. Za fotografowanie wnętrz w każdym pałacu  trzeba zapłacić 3 euro.
   Kolejnym miejscem zwiedzania był Pałac Sanssouci. To przepiękna rokokowa budowla z pięknymi tarasowymi ogrodami. Obiekt wpisany jest na światową listę dziedzictwa UNESCO. To miejsce silnie związane z z postacią Fryderyka Wielkiego Hohenzollerna. Nieopodal wejścia na teren pałacu znajduje się stary zabytkowy młyn z XVIIIw.


Zaś przed bramą powitał nas muzyk grający na flecie. Zapytał skąd jesteśmy, gdy usłyszał, że z Polski zagrał nam "Mazurka Dąbrowskiego" a potem "Hej sokoły". Flet był ulubionym instrumentem Fryderyka Wielkiego, sam na nim grywał.




W tym pałacu pomieszkiwał Wolter, istnieje hipoteza,  że Ignacy Krasicki napisał tu "Monachomachię".




Wnętrz pałacu nie miałam okazji podziwiać. Natomiast ogrody mnie zachwyciły. Koniecznie
trzeba zajść na dół tarasów, aby w pełni zobaczyć piękno i harmonię tego miejsca.



















    Jak przystało na dziewiarkę, nie spędzałam podróży bezproduktywnie. W autokarze powstała duża część szala, o którym będzie w następnym poście.








                                  




Życzenia