Ponad tydzień temu wróciłam do domu. Dobrze zrobił mi ten wyjazd, otrząsnęłam się z lęków i niepokojów związanych z pandemią. Śmielej patrzę na ludzi i powoli wychodzę z zamknięcia.
Rzuciłam się w wir prac w ogrodzie. Jak nigdy! Po skończonej pracy przy komputerze chętnie kopałam, sadziłam, aranżowałam ogród.
W tym roku postawiłam na różne odcienie różu, od jasnego aż po ciemnofioletowy. Robi się coraz piękniej. Szkoda mi tylko bukszpanu, który w ciągu trzech tygodni zniknął za przyczyną żarłocznej gąsienicy ćmy bukszpanowej. Mam nadzieję, że uda mi się uratować pozostałe bukszpany przed tym naprawdę żarłocznym szkodnikiem, który przywędrował z Azji i w Europie nie ma naturalnych wrogów. Wilanów od kilku lat zmaga się z tą niepozorną ćmą.
I nareszcie byłam u fryzjera! I w końcu odwiedziłam moją wiejską bibliotekę!
A dzisiaj pierwszy raz, od 19 marca, byłam fizycznie (a nie wirtualnie) w pracy. Przygotowywałam swoją bibliotekę do przyjęcia pierwszych czytelników, którzy przyjdą w środę.
Tęskniłam za nimi i chociaż będziemy pracować inaczej, czytelnia i strefa relaksu będą nadal zamknięte, to cieszę się na spotkanie z dzieciakami.
W następnym poście zaprezentuję chusty wydziergane nad morzem.
Piękny ogród, wszystko cudnie kolorystycznie zgrane. No i dobrze, że powoli codzienność się normalizuje.
OdpowiedzUsuńA bukszpanu mi osobiście nie szkoda, bardzo drażni mnie jego zapach, aż się dziwię, że są insekty które to jedzą...